środa, 30 października 2013

Z chińskiego albumu: rozczulająco kiczowate zdjęcia z dzieciństwa

Jakiś czas temu chiński internauci rozkręcili na weibo (chiński twitter) akcję dzielenia się swoimi zdjęciami z dzieciństwa, których fantastyczność, słodycz oraz abstrakcyjność nie sposób opisać żadnymi słowami. Nie mam nic więcej do dodania, po prostu patrzcie i podziwiajcie. 

strojna choinka

"Marzyliśmy o córce"
 
Femme fatale in progress





Z tą małą lepiej nie zadzierać
Zakonnica w przebraniu
Miss American Pie
Dziecku musi być ciepło. Najzdrowszy stan: spocone jak mysz.
Paprykalia
Czerwone usteczka zawsze w modzie
Kadłubki
Człowiek arbuz (oraz 20 lat później)
Królowa każdego szkolnego karnawału
Małżeństwo aranżowane
Kleik ryżowy: zwracanie

Źródła oraz więcej zdjęć:

poniedziałek, 21 października 2013

Pekin oczami Korei Północnej

Mali bracia z Północy swoimi wizjami Pekinu dostarczyli nam kolejnej dawki uciechy. Pekin z ich obrazków bardziej przypomina komunistyczny Eden niż zatłoczoną i spowitą smogiem metropolię, w której widok niebieskiego nieba o poranku jest wystarczającym powodem do mini ekstazy. 

 

Nic w tym jednak dziwnego biorąc pod uwagę, że północnokoreańscy artyści bazowali na dostępnych ich zdjęciach (raczej nie z internetu), a w samym Pekinie nigdy nie byli. O mniejszości północnokoreańskiej w Pekinie i okolicach wkrótce. 

Tymczasem poniżej Korea Północna versus Rzeczywistość.
 
Chińskie karaoke

Budynek CCTV



Stadion Olimpijski
Water Cube - Basen Olimpijski


Źródło rysunków: crienglish.com

niedziela, 20 października 2013

Czy Chińczycy naprawdę mogą mieć tylko jedno dziecko?

W 1979 rząd chiński wpadł na pomysł, że najlepszym sposobem na wyprowadzenie swojego narodu z biedy będzie ograniczenie jego populacji przy jednoczesnym przyśpieszeniu reform gospodarczych. Zdecydowano się więc na odgórne wprowadzenie obowiązkowego modelu 2+1. Warto wiedzieć, że ta kontrowersyjna eugenika w wydaniu chińskim poddawana była w ciągu ostatnich 30 lat nieznacznym poprawkom oraz że w zależności od miejsca i okoliczności ma różne zastosowania. 



Współczynnik TRF (Total Fertility Rate), czyli średnia liczba dzieci rodzonych przez kobietę w Chinach, przed wprowadzeniem polityki jednego dziecka wynosił ponad 6 w latach 60. i 70., w 2012 spadł on do 1,55. Liczba ta dowodzi, że przeciętna Chinka rodzi więcej niż jedno dziecko lub konkretniej, jakkolwiek by to nie brzmiało, nieco ponad półtorej dziecka. Czemu TRF nie oscyluje bardziej w okolicach wartości „1”, skoro oficjalnie w chińskiej rodzinie może być tylko jedno dziecko?
Wynika to z licznych wyjątków od obowiązującej polityki jednego dziecka. Według rządu chińskiego więcej niż jedno dziecko oficjalnie nie może mieć ok. 1/3 Chińczyków. Cała reszta kwalifikuje się pod któryś z niżej opisanych wyjątków.

Kto zatem ma prawo do więcej niż jednego dziecka?
  • Rodziny żyjące na obszarach wiejskich, szczególnie, jeśli pierwszym dzieckiem była dziewczynka.
  • Rodzice, których dzieci urodziły się upośledzone fizycznie lub umysłowo.
  • Mniejszości etniczne – polityka jednego dziecka ma zastosowanie wyłącznie do ludności Han, która stanowi 91% populacji Chin. Poza Hanami Chiny zamieszkuje 55 mniejszości etnicznych.
  • Obcokrajowcy mieszkający w Chinach wraz z chińskim współmałżonkiem. 
  •  Rodzice bliźniąt – żaden urzędnik nie wydrze w takiej sytuacji rodzicom drugiego dziecka. Coraz częściej przyszli rodzice mający lub też niemający problemów z poczęciem zwracają się do klinik leczących niepłodność o „podwójne” zapłodnienie.
  • Przypadki losowe, jak trzęsienie ziemi w Syczuanie w 2008, w którym w budynkach zawalonych szkół zginęło wiele dzieci. Ich rodzice w tej sytuacji mają prawo do urodzenia drugiego (nowego?) dziecka
  • Rodziny, w których oboje rodzice są jedynakami. Właśnie ten ostatki przypadek jest najciekawszy biorąc pod uwagę, że ze względu na bardziej restrykcyjne podejście do egzekwowania prawa większość Chińczyków zakładających rodziny w tej chwili jest jedynakami. Prawo do posiadania więcej niż jednego dziecka poszczególne prowincje zaczęły przyznawać będącym w związku jedynakom już od końca lat 90., jako ostatnia zdecydowała na to kilka lat temu prowincja Henan. Od niedawna coraz częściej mówi się też o przyznaniu takiego prawa także małżeństwom, w którym tylko jeden z rodziców jest jedynakiem. [update: Stopniowo, od początku 2014, w niektórych prowincjach na drugie dziecko zezwala się także parom, w których jedno z rodziców jest jedynakiem, a drugie nie. Nadal jednak nie zdecydowano się na wprowadzenie tego rozwiązania w skali całego kraju]
     

© unknown

Oficjalne restrykcje często nie są tak dotkliwe dla samych urzędników lub znanych i lubianych – jak sławny reżyser Zhang Yimou mający ponoć siedmioro potomstwa. Zwykli obywatele Państwa Środka chcący mieć nadprogramową pociechę muszą sobie radzić na własną rękę, a chińskie sposoby na ominięcie zakazu posiadania drugiego dziecka są różne. Przede wszystkim można legalnie „wykupić” sobie prawo do drugiego dziecka i jego świadczeń socjalnych. Najczęściej jest to wielokrotność rocznego dochodu danej rodziny (przeważnie w wysokości od 2 do 10). Zyski z opłat za powiększenie rodziny stanowią dochodową pozycję w przychodach prowincji, nie wiadomo jednak do końca na co konkretnie przeznaczają one uzyskane w ten sposób środki (więcej na ten tematu tu). Inne mniej legalne sposoby obejmują następujące opcje: swojskie znajomości – ktoś zna kogoś, kto ma znajomego w lokalnym rządzie, kto pomoże załatwić pozwolenie, „nie posmarujesz, nie pojedziesz” czyli wręczenie odpowiedniemu urzędnikowi odpowiednio grubej koperty, opisany już wyżej „sposób na bliźniaki”, odesłanie na przechowanie dziecka bezdzietnym krewnym lub znajomym. Ciekawym wyjściem z sytuacji dla lepiej sytuowanych Chińczyków jest turystyka porodowa, której najczęstszym kierunkiem jest Hongkong, im bogatszy Chińczyk, tym dalej. O Chinkach zapełniających porodówki tej dawnej brytyjskiej kolonii i odczuciach Hongkończyków wobec sąsiadów z Północy można by napisać oddzielny elaborat. 

© The Economist

Przez wiele lat chińska polityka jednego dziecka kojarzyła się często ze zjawiskiem wymuszonych aborcji i polowaniem urzędników ds. planowania rodziny po odległych wioskach z przenośnymi ultrasonografami w celu wytropienia kobiet w nadprogramowych ciążach. W zeszłym roku internet obiegło brutalne zdjęcie młodej kobiety leżącej w łóżku obok jej martwego dziecka, która została siłą poddana aborcji po tym jak okazało się, że jej rodziny nie stać na uiszczenie wyżej opisanej opłaty za drugie dziecko. Trzeba jednak zaznaczyć, że w 2002 rząd chiński zdelegalizował i zabronił nadgorliwym urzędnikom decydowania o egzekwowaniu aborcji.  

Chińska polityka jednego dziecka na pewno w pewien sposób pomogła społeczeństwu chińskiemu zwiększyć swój dobrobyt i ograniczyć przeludnienie, które i tak widoczne jest w Chinach na każdym kroku. Dzisiaj jednak ze względu na prognozy demograficzne i gwałtowne starzenie się społeczeństwa przestaje mieć powoli rację bytu. Mówi się, że Chiny zestarzeją się zanim staną się bogate. Najpoważniejszą kwestią będzie problem znany jako 4-2-1. Dzisiaj o jedyne dziecko w rodzinie troszczy się i dba czterech dziadków i dwóch rodziców. Jest to jednak transakcja zwrotna i za kilkadziesiąt lat to jedno dziecko będzie musiało zadbać o sześciu starszych ludzi. Polityka jednego dziecka spowodowała również pojawienie się takich zjawisk społecznych jak tzw. pokolenie małych cesarzy (rozpieszczonych egoistów-jedynaków), zaburzenie proporcji narodzin chłopców i dziewczynek ze względu na usuwanie płodów płci żeńskiej (w najgorszych momentach w niektórych prowincjach rodziło się nawet 130 chłopców na 100 dziewczynek – światowa średnia to 107 do 100) czy też problem heihaizi (黑孩) czyli tzw. nadprogramowych czarnych dzieci, które nie zostały nigdy zarejestrowane – często dzieje się tak, gdy kobieta urodzi córkę i liczy, że kolejny potomek będzie synem, w takiej sytuacji dopiero, gdy urodzi syna rejestruje go jako swoje pierwsze dziecko (szacuje się, że w 2002 w Chinach żyło 8 mln takich osób).
Coraz częściej mówi się, że nowa ekipa rządzących zechce zaznaczyć nową erę w życiu politycznym Chin właśnie poprzez zniesienie polityki jednego dziecka. Pytanie tylko czy Chińczycy chcą i czy stać ich na więcej niż jedno dziecko. 

© AFP

poniedziałek, 14 października 2013

Zawieszka nad kartką papieru czyli o tym jak Chińczycy zapominają znaków

Czy teleturniej o tak mało ekscytującej tematyce jak pisanie dyktand może rozpalić entuzjazm milionów widzów? Okazuje się, że tak. Wyświetlany od 2 sierpnia „Chiński konkurs znaków” <中国汉字听写大会> emitowany w każdy weekend poruszył w ostatnich miesiącach rzesze oglądających go Chińczyków. 



Ogólnie rzecz ujmując program ten jest odpowiednikiem popularnych w Stanach konkursów literowania słów dla młodzieży szkolnej. Format chiński jest bardzo podobny – 160 uczniów liceów z całych Chin zostało pogrupowanych na 32 zespoły, które walczą w 12 rundach o tytuł mistrzowski. Ich zadanie polega na zapisaniu w znakach bardziej lub mniej powszechnych słów.


Show emitowany przez CCTV obnażył pogłębiający się od momentu upowszechnienia się w Chinach dostępu do komputerów i smartphonów problem, a mianowicie stopniowy zanik umiejętności ręcznego pisania znaków (hanzi) wśród mieszkańców Państwa Środka. Dla tak dumnych ze swojej wielowiekowej tradycji kaligrafii Chińczyków brzmi to jak horror, a jednak coraz więcej z nich przyznaje, że nie pamięta, kiedy ostatnio napisali ręcznie coś więcej niż własne imię lub adres. Z sondażu przeprowadzonego przez China Youth Daily wyłania się oto taki obraz: tylko 38,9% respondentów pisze ręcznie każdego dnia, a niemalże każdy (98,8%) przyznaje się do zawstydzających momentów amnezji podczas pisania odręcznego (Beijing Review, 10 paź. 2013). Zjawisko zawieszenia nad kartką z długopisem w ręku doczekało się nawet własnego określenia, które w wolnym tłumaczeniu znaczy „bierzesz długopis, zapominasz znaku” <提笔忘字>. Jak twierdzą młodzi ludzie, na ogół pamiętają oni kształt danego znaku, problem stanowi jednak zapisanie w odpowiedniej kolejności kresek, z którego on się składa. Z opresji w takiej sytuacji wyciąga ich wtedy smartphone, iPad i cała reszta technologii, w której rozkochana jest chińska młodzież (i nie tylko).
Właśnie w postępie technologicznym tkwi źródło problemu. Skomplikowane pismo chińskie wymagało stworzenia odpowiedniej formuły pozwalającej na wprowadzanie go do komputerów. W 1983 opracowano Kod Wanga – jego autor Wang Yongmin podzielił znaki według najczęściej występujących składowych, a następnie uporządkował je w 25 kluczy. Nie była to jednak zbyt prosta metoda, więc już kilka lat później została ona niemalże całkowicie zastąpiona przez używający alfabetu łacińskiego zapis fonetyczny (pinyin). Wygląda to tak (do przetestowania w tłumaczu gogle lub po dodaniu do paska języka języka chińskiego): znając wymowę danego słowa Chinka/Chińczyk wprowadza na swoim urządzeniu zapis pinyin tego słowa, np. dla znaku 中国 (Chiny, dosłownie Państwo Środka) zapis fonetyczny to Zhōngguó. Po napisaniu na klawiaturze liter Zhongguo na wyświetlaczu pojawi się ramka, z podpowiedzią możliwych znaków do wyboru (z najczęściej używanymi na pierwszej pozycji). Oto przykład dla słowa „ma”, które w zależności od zapisu i wymowy różni się znaczeniem:




Po wpisaniu „ma” google proponuje mi do wyboru wiele różnych opcji z najpopularniejszymi (koń, partykuła pytająca, mama) na czele.

Właśnie w ten sposób młode pokolenie, które w większości dorasta ze smartphonem w ręku, a także starsza generacja, która równie chętnie i powszechnie polega na nowoczesnych technologiach, zapomina jak pisać ręcznie. O ile w językach takich jak polski czy angielski, wymowa i pisownia są ze sobą związane i poza zdarzającymi się błędami ortograficznymi raczej niemożliwe jest by kompletnie nie wiedzieć jak zapisać słyszane słowo, o tyle w języku chińskim utrwalenie się dźwięku w głowie z zapisem ręcznym wymaga żmudnych godzin poświęconych na przepisywanie i utrwalanie (tak uczą się znaków chińskie dzieci w podstawówce). Rozwój technologiczny znacznie zredukował potrzebę pisania ręcznego na co dzień, przez co niegdyś długo ćwiczona, a teraz niepraktykowana, umiejętność zaczyna zanikać. 


Źródło: xinhuanet.com